Nowe życie? Ale po co? Przecież mam to. Swoje, prawdziwe, nieidealne. Ba... zawiodło mnie. Wszystko. Nie mam nadziei. Jestem tu, bo chcę walczyć o Nowe. Boję się, bardzo się boję. Bądźcie ze mną, pomóżcie. Jam dam radę, podziękuje Wam, odejdę. I będzie Nowe. Na razie tylko próba. Uda się. Bądź nie. Chcę spróbować.

Kiedyś usłyszałam w filmie: po czym poznajesz,że ją kochasz? Odp: bo nic bez niej nie ma sensu.

Myślę, że najlepszy opis kochania kogoś.

I ja to wiem. Tak właśnie kocham. Ale problem tkwi w tym... że ten mój Sens wybrał kogoś innego i jestem tu po to by nauczyć się żyć na nowo. By znaleźć sens. Zobaczymy...

 

14.05

Dzisiaj kryzys, wyrzuciłam mu wszystkie żale, cały mój ból.. Ale po co? Przecież jego to nie obchodzi. Nie odpowiedział nawet. Jakbym była powietrzem, chmurką która za chwile zniknie. A przecież niejednokrotnie to jemu było źle i ja...Zawsze byłam. Odpowiadałam, pisałam, dzwoniłam, nigdy nie zostawiłam go samego kiedy mnie potrzebował.

Z drugiej strony, coraz dosadniej dostrzegam koniec i uczę się, że nic już tego nie zmieni, że co się stało, to nie odstanie się...

I co teraz? Co zrobić z wyrwanym sercem? z tym, że wszystko przestało mieć sens?

Nie wiem. Ale usłyszałam od kogoś mądrego, że miłość można znaleźć wszędzie: w śpiewie ptaków, w zapachu porannej kawy, w uśmiechu obcej osoby. Wszędzie.

I Panie Boże, bardzo Cie proszę spraw, że ja ją będę umiała odnajdywać każdego dnia. Że ją dostrzegę, przyjmę z wdzięcznością i że podaruję ją dalej... że odnajdę sens by żyć i cieszyć się każdą daną mi chwilą.